Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyobraźni postać samotnego Janka, oczekującego nadaremnie pomocy.
— Ale jednak wyratowano koniec końców Hausnera — zawołał po chwili z tryumfem i Asia musiała uznać ten argument za nieodparty.
— Przejdźmy do gabinetu, może dowiemy się czegokolwiek. W gabinecie czuwali rodzice. Jedynie Zygmuś spał tej nocy.
— Niema żadnej wiadomości — szepnął ojciec, nie zdziwiwszy się wcale, że dzieci weszły ubrane.
— Przecież to niemożliwe, napewno nad ranem nadejdzie jakaś depesza — zawołał Tomek.
Ojciec nie odpowiedział. Być może, przypominał sobie podobną noc, gdy rodzina Idzikowskiego, w swoim czasie, oczekiwała zapewne z podobną niecierpliwością jakiejkolwiek wiadomości, a zamiast niej ujrzała nazajutrz w gazecie jego nekrolog.
Asia usiadła w głębokim fotelu i przymknęła oczy, udając, że drzemie. Nie spała jednak wcale, nie chciała tylko rozmawiać z nikim, nawet z Tomkiem. Wydawało jej się w te chwili, że tylko ona jedna może zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie zawisło nad głową Janka. Wydawało jej się, że widzi go zawieszonego między życiem a śmiercią, między niebem a wodą. Daleko, gdzieś w nieznanem nikomu