Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszego wieczora, gdy dzieci przyjechały oczekiwała na nie cała rodzina Asi, obecny był nawet mały Zygmunt. Przez chwilę Tomek czuł się zmieszany. Widział czułe powitanie Asi z rodzicami i z braćmi i poczuł się jakgdyby obcy i niepotrzebny. Lecz już po chwili, Janek zajął się z nim na dobre. Wziął go pod rękę zupełnie jakgdyby miał do czynienia nie z uczniem trzeciej klasy, a z dorosłym kolegą. Po przybyciu zaś do domu zajęto się nim równie troskliwie jak z Asią i już po godzinie, siedząc przy kolacji, Tomek czuł się zwobodnie jak we własnym domu.
Państwo Mirscy zaopiekowali się chłopcem jak synem, a Asia podwoiła uprzejmość, jakby czując, że u niej w domu, Tomkowi należy się więcej względów niż zwykle, Tomek nawet zwrócił na to kilkakrotnie uwagę:
— Strasznie coś jesteś elegancka Asiu, zupełnie jak dorosła dama.
— A cóż ty myślisz, właściwie ja jestem już zupełnie dorosła.
— W takim razie ja także jestem już dorosły.
— O nie, chłopcy to upełnie co innego.
— Wmawiasz sobie moja mała — obraził się Tomek.