— Samolot powstał ze snów marzycieli, którzy pragnęli człowiekowi przypiąć skrzydła.
— Znałam takiego jednego, ale zleciał na ziemię basdzo prędko — przerwała znowu Zuzia.
— Cicho tam, — przywołał ją do porządku niezrażony mówca. — Słuchajcie lepiej, co mówię.
— Powiedz tylko co mądrego.
— Samolot sfrunął z kart fantastycznych powieści i czarodziejskich bajek.
— No, niezupełnie! — zawołał jakiś głos.
— Cicho! — oburzyła się Asia, martwiąc się, że te te wszystkie, tak pracowicie ułożone przez nich zdania nie są w dostatecznej mierze ocenianie przez słuchaczy.
— Fruwający dywan z bajki zamienił się w wysoko unoszący ponad ziemią areoplan, — deklamował Tomek, — tak wysoko, że wielu ludzi zajętych swemi przyziemnemi sprawami nie zauważa go wcale.
— Albo to prawda — zawołał Stefan, wysoki chłopiec, jeden z lepszych uczni — ktoby tam nie zauważył samolotu, gdy motor warczy i turkocze.
— To przecież przenośnia — powiedziała Asia z gniewem.
Strona:Zofia Dromlewiczowa - Siostra lotnika.djvu/145
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.