Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Program rozpoczął się, jak zwykle tresurą koni. Patrzano uważnie, klaskano chętnie; oczekiwano jednak niecierpliwie następnego numeru, który w programach, sprzedawanych przez Jankę i kupowanych przez publiczność, brzmiał:
— Piosenka Karolinki.
Gdy skończyła się tresura koni wyskoczył na środek placyku Antoś:
— Panowie i panie — wołał donośnym głosem — panie i panowie! Uwaga! Oto jedyny, niezwykły występ panny Karoliny, panienki z pałacu.
Przyjęto tę zapowiedź przeciągłemi brawami i Antoś dumny, jakby te brawa były jego wyłączną zasługą, ustąpił miejsca Karolince.
— Wiesz, Janko, mam tremę — zwierzyła się Karolinka Jance, zaniepokojonej nagłą bladością dziewczynki.
— To może nie wyjdziesz wcale?
— Nie, zaraz mi przejdzie.
Karolinka nie namyślając się, wybiegła.
Przez chwilę stała oszołomiona.
Karolinka występowała już parokrotnie na przedstawieniach amatorskich i zwykle występy jej cieszyły się dużem powodzeniem. Dlatego właśnie pomyślała o urządzeniu przedstawienia dla cyrkowców.