Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, tak — potwierdziła kobieta zaraz widać, że kawaler jest bardzo zręczny.
Do wozu zajrzał człowiek w szerokich, zabawnych spodniach, z umączoną połową twarzy.
— No, jak tam? — zapytał, trzymając w ręku małe lusterko i rozpoczynając charakteryzację drugiej połowy twarzy.
— Niedobrze — westchnął, stary.
— Program im się nie podoba — powiedział ponuro clown, rozcierając sobie brodę jakąś białą pastą.
— Niema tu co siedzeć dłużej. Nic z tego dobrego nie wyjdzie — powierdziła kobieta. — Szkoda tylko mego ubierania się.
— Jakto — zapytała Karolinka niedowierzająco — czy myślicie, że nikt nie przyjdzie? Przecież tyle ludzi jest na jamarku.
— Tak, ale nie każdemu chce się płacić za bilet — powiedział a raczej jęknął chory linoskoczek.
— A przytem nie mamy szczęścia — powtórzył uparcie stary.
Karolinka pochyliła się nagle w stronę wyjątkowo jakoś milczącego Antosia.
— A jak myślisz gdybyśmy im urządzili przedstawienie? — zapytała szeptem.