Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ CZWARTY.

— Tu musimy wysiąść, bo auto nie przejedzie dalej, — zdecydował Ludwik, który wziął na siebie rolę opiekuna całej gromadki.
— Tak, ulice są zbyt wąskie, — potwierdził Antoś, który pragnął, aby postanowienia Ludwika były akceptowane przez niego, przed ich wykonaniem.
Zatrzymano przeto auto, umówiono się z szoferem w miejscowej restauracji i wszyscy zgodnie udali się na poszukiwanie nadzwyczajności.
— Bardzo mi się tu podoba, — powiedziała Karolinka z zadowoleniem, przeciskając się pomiędzy rozstawionymi straganami.
— Jak to dobrze, że panna Anna nie pojechała z nami! — wyraził nagle Jaś myśl wszystkich.
Mimo to, nie spotkał się wcale z uznaniem.
— Jasiu! — powiedziała z wyrzutem Karolinka.
— Czy cieszysz się, że panna Anna ma migrenę? — zapytała Janka.