Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Karolinka miała teraz wygląd smutny i zakłopotany.
— Ja wiem, że on może każdego wyprowadzić z równowagi, — powiedziała Karolinka, — ale widzicie, on był ciężko chory. Przez kilka tygodni myśleliśmy, że nie wyzdrowieje. Wszyscyśmy byli tacy zrozpaczeni. Gdy wyzdrowiał, zaczęto mu na wszystko z radości pozwalać. Jaś był zawsze kapryśny, a teraz, doprawdy, rady z nim sobie dać nie można. Ja wiem, że on jest nieznośny, ale mimo to on mnie tak bardzo kocha…
— I zamęcza cię, — mruknął gniewnie Ludwik.
— Trochę mnie męczy, ale nie bardzo, — przyznała Karolinka, — ale widzisz, ja jestem jedyną osobą, która się nim naprawdę opiekuje. I on wie o tem.
— Jakto jedyną, a wasi rodzice?
— Mamusia nie żyje od wielu lat, umarła w kilka miesięcy po urodzeniu Jasia. On jej wcale nie znał, a ja bardzo niewiele. Przez kilka lat mieszkaliśmy u cioci, która potem wyjechała do Ameryki, bo tam wyszła za mąż, a teraz mieszkamy w domu, z ojcem. Ale widzicie, mój ojciec jest przemysłowcem, strasznie jest zajęty, podróżuje dużo. Więc często jesteśmy zupełnie sami, tylko