Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wy mi się też podobacie!
— To, jeżeli chcesz, możemy się spotykać — zaproponowała Janka.
Antoś spojrzał na nią z uznaniem. Zwykle Janka zaznajamiała się dosyć trudno, lecz widocznie Karolinka posiadała sztukę łatwego zdobywania serc. Nie powiedziała właściwie nic ciekawego, nie zrobiła nic nadzwyczajnego, a jednak samo jej zjawienie się wywarło takie wrażenie, jakgdyby stało się coś niezwykłego. Tegoż uczucia doznała także Janka.
— Świetnie — odpowiedziała natychmiast Karolinka — Spotkamy się. Wiecie co, przyjdźcie do mnie dziś, zaraz po obiedzie. Chcecie?
— Dobrze — zgodziła się Antoś, w imieniu wszystkich — przyjdziemy zaraz po obiedzie.
— A teraz muszę uciec. Nie mogę zostawić Jasia, na tak długo, samego. Do widzenia.
Ruchem pełnym wdzięku Karolinka posłała Jance powietrznego całusa i wskoczyła do łódki.
— Zapomniałam wam przestawić mego psa Iksa. — zawołała — Jest to bardzo miły, psi gentleman. Nazwałam go Iksem, bo mi przyjemniej rozwiązywać zadania algebraiczne, gdy o nim pomyślę.