Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze czuła, zrobiło jej się żal. Właściwie to Antoś podobał jej się najbardziej z całej trójki. Lubiła wprawdzie serdecznie Jankę, uważała ją za swoją przyjaciółkę, gdy jej nie widziała dłużej jak dzień tęskniła za nią, lubiła także Ludwika, podziwiała jego zdolności rysunkowe, jego zdrowy sąd o wszystkiem, jego jakgdyby „dorosłość“, dumna była z tego, że uważa ją za wyjątkową dziewczynę; mimo to, jednak Antoś, który nie wyróżniał się niczem wydawał jej się zawsze najmilszym. Był żywszy, posiadał sporą dozę fantazji, której brakowało Jance i Ludwikowi.
— Ta fantazja właśnie spowodowała tę nieszczęsną historję ze skarbem, — myślała Karolinka.
— A może Antoś naprawdę nie był tak bardzo winien jak się wydawało, może naprawdę przepisał kartkę machinalnie, zapomniał o niej, a potem nie mówił nic, nie dla złośliwej satysfakcji, gdyż dawnoby się z nią mógł zdradzić, a właśnie dlatego, aby nie psuć zabawy, aby jej nie rozczarować. Antoś nie był przecież wcale zły, przeciwnie, wszyscy przyznawali, że miał wyjątkowo dobry charakter. Zresztą, to wszystko miało być przecież zabawą, dla zabawy urządziliśmy nasz Klub i wymyślił go właśnie Antoś.