Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła udział w kłamstwie Antosia i że to było powodem jej spokojniejszego szukania. Teraz jednak, gdy atak złości minął, Karolinka przyznawała, że Janka nie byłaby zdolna do celowej komedji.
Wobec tego będę mogła spotykać się z Janką, ona nic nie zawiniła, — postanowiła i ta myśl przyniosła jej ulgę.
— A Ludwik, czyżby Ludwik wiedział o wszystkiem naprawdę? Ludwik, który wyrysował sobie plan pałacu i codzień regularnie i systematycznie szukał. Czyżby był wspólnikiem i robił to wszystko poto tylko, by oszukać Karolinkę? Wydało jej się to nieprawdopodobne. Wprawdzie książka leżała rzeczywiście w bardzo widocznem miejscu w szafie, lecz może dowodziło to tylko obojętności Ludwika dla powieści kryminalno-sensacyjnych i niedbałości Antosia, który nie schował książki dosyć starannie.
— Wobec tego Ludwik może nadal zostać moim znajomym, — myślała Karolinka, — o ile zechce naturalnie, bo pewnie jest śmiertelnie obrażony, po tem wszystkiem co mu zarzuciłam.
Jedynie Antoś został odrzucony zupełnie i pozbawiony łask.
Karolinka ujrzała przed sobą wesołą zawsze, roześmianą twarz Antosia i pomimo gniewu jaki