Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Karolinka szalała z gniewu. Doznawała uczucia upokorzenia, a poza tem uczucia zawiedzionych nadziei. Napróżno szukała, napróżno spodziewała się czegoś nowego, czegoś niezwykłego. Poprostu stała się celem drwin znudzonego chłopca, który udawał gorącą przyjaźń.
— Janka pewnie też wiedziała o wszystkiem, — myślała z goryczą.
— Tak dlatego oni wszyscy szukali o wiele spokojniej, a Antoś nie udawał nawet, że szuka. Naturalnie tłomaczyli go, przecież mówili, że ma takie usposobienie, a on nawet nie chciał się fatygować i udawać, że szuka. Napewno wiedzieli o wszystkiem. Tylko ja i Jaś szukaliśmy zawzięcie jak para warjatów.
Wspomnienie Jasia zmusiło ją do zastanowienia się. Co mu powie, jak mu wytłómaczy to, co zaszło? Nie wyobrażała sobie wcale, aby mogła powiedzieć ot tak, poprostu:
— Przestań, Jasiu, nie szukaj, bo to wszystko oszustwo.
Jaś szukał z takim zapałem i z taką radością.
Karolinka czuła jak gniew jej gaśnie powoli i zamienia się w smutek.
Czuła się opuszczoną, samotną dziewczynką,