Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to wymagało więcej czasu, czyli poszukiwaniom mogą się oddać tylko te osoby, które mieszkają w pałacu, a więc prawdopodobnie swoi a nie obcy.
— Może.
— Napewno.
— W każdym razie bardzo nam to utrudnił — westchnęła Karolinka.
— A więc poszukajmy trochę.
— A może skarb jest zakopany w ogrodzie?
— Chodź, obejrzymy drzewa.
— Ja już oglądałem wszystkie drzewa, — wyjaśnił poważnie Jaś, stając na progu pokoju, — myślałem, że gdzieś są wykryte na korze trzy kółka.
— I co?
— Nie, w ogrodzie niema skarbu, — powiedział Jaś z przekonaniem, — zresztą klucz brzmi wyraźnie: ukryte drzwi w ścianie. W ogrodzie niema przecież ściany.
— Wiesz co, Karolinko, przestańmy dziś szukać i pojedźmy na spacer, potem wstąpisz do mnie na kolację i chłopcy cię odprowadzą. Jaś jeżeli chce to może też iść z nami.
— Nie, ja nie mam czasu.
— A co będziesz robił.