Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

napełnione iskrzącemi klejnotami, szmaragdami, brylantami, rubinami i szafirami. Karolinka widziała się w chwili, gdy odnajdując skarb, po wielu poszukiwaniach, otwiera nareszcie tajemnicze drzwi przy pomocy dobrze skonstruowanego mechanizmu i znajduje niezliczone klejnoty.
— A może lepiej, aby w workach znajdowały się pieniądze, naprzykład złote okrągłe dukaty. Wysypią się z brzękiem na podłogę.
— Cóżbym uczyniła, gdybym nagle zrobiła się szalenie bogata, bo pewnie ojciec pozwoliłby mi dysponować skarbami, które sama odnalazłam, — marzyła Karolinka. — Cobym zrobiła? Kupiłabym sobie nowe książki, Jasiowi model samolotu, Jance aparat do zdjęć kinematograficznych, Antosiowi sama jeszcze nie wiem co. Ukończyłabym budowę nowej szkoły, może założyłabym ochronkę. Zresztą może to wcale nie są pieniądze, a zupełnie co innego.
Lecz cóż mogło być innego? Klejnoty, pieniądze, a może jakiś ważny dokument, może jakaś nieznana nikomu wiadomość. Cóżby tam być mogło? O ile wogóle było cokolwiek. Trzy kółka, kółko w kółku, — myślała Karolinka uporczywie.
Patrząc na zieloną rzęsę na wodzie myślała