Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie martw się. Ludwik pierwszy nawet zaproponuje bo jak już się przeprosi, to nie pamięta, co było przedtem. Wogóle to pyszny chłop ten Ludwik, trzeba mu to przyznać — mówił Antoś.
— A ja bardzo lubię Jankę — oświadczyła Karolinka.
— Ja ją też lubię.
— Chcesz się ścigać?
— Chcę.
— A więc, kto prędzej dobiegnie do tamtego drzewa?
Jak słusznie przepowiedział Antoś — Ludwik i Janka musieli się wydąsać.
Siedzili obok siebie nieruchomo i każde z nich odczuwało niezmierną gorycz przy myśli o postępowaniu Karolinki.
— Tak, z Antosiem czuje się najlepiej — westchnęła Janka.
Po chwili jednak ogarnęło ją rozczulenie.
— Biedna Karolinka przyleciała w taką straszną pogodę.
— Właściwie to zepsuliśmy jej zupełnie humor, miała przecież taką ochotę, aby założyć ten związek.
— Bo ty zawsze krytykujesz, Lusiu.