Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy to wymyśliłeś?
— Dziś w nocy. Zamierzałem nawet obudzić Ludwika i powiedzieć mu o wszystkiem, ale potem pomyślałem, że będzie ci przyjemniej, że właśnie ty dowiesz się pierwsza.
— Nie mówiłeś więc nikomu?
— Nikomu, ani słowa.
— To ślicznie!
Karolinka poczuła się dumną.
— Więc, jak rozpoczniemy pracę?
— Już napisałem statut. Pisałem go przez cały dzień.
— Skończyłeś?
— Prawie, jeszcze kilka punktów.
— Przeczytasz mi?
— Naturalnie, natychmiast, gdy skończę.
— Zapisuję się zaraz.
— Wiedziałem, że tak będzie?
— Wiesz, Antosiu, to świetny pomysł.
— Przyszedł mi nagle do słowy, nie mogłem w żaden sposób zasnąć, myślałem sobie o rozmaitych sprawach. Liczyłem do stu, do tysiąca, nic nie pomagało. Zaczęłem powtarzać słówka łacińskie, myślałem, że mnie to znudzi i zasnę odrazu. Nic mogłem zasnąć w żaden sposób. Nagle usły-