Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wzięłaby Iksa ze sobą, to jużbym się nie bała.
— Ale cobyś robiła?
— Nie wiem, może zostałabym kwiaciarką i sprzedawałabym kwiaty na ulicach, może wyjechałabym do Ameryki jako kielnerka na okręcie, a tam dorobiłabym się majątku. Nie wiem sama.
— Przecież majątek ci niepotrzebny, twój ojciec jest bardzo bogaty.
— To prawda, ale nie o majątek mi chodzi, a poprostu o jakąś nadzwyczajną przygodę.
— Zwycięstwo nad losem — zakończył tubalnym głosem Antoś, który wszedł niepostrzeżenie.
— Nie podsłuchuj, Antek.
— On ma słuszność, o zwycięstwo nad losem, a tak to zwyciężam tylko biedną pannę Annę, która nie może sobie dać ze mną rady.
— Chodź, Karolinko, — poprosił Antoś, — chciałem ci coś powiedzieć na osobności.
— Przeszkadzam wam? — zapytała Janka obrażonym tonem.
— Mnie nie — zapewniła ją pośpiesznie Karolinka.
— Mnie też nie, ale chcę coś powiedzieć Ka-