Strona:Zofia Dromlewiczowa - Przygoda.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sie“. Ukląkł obok Janki i wymachując ręką, deklamował z patosem:
— O, jakże boleśnie zraniłaś mnie w samo serce, cudna pani! Czy widzisz jak krwią serdeczną się oblewam? Nie widzisz tego okrutna? Czy mam wyrwać serce z głębi piersi i rzucić do twych nóg, o piękna? Powiedz, rzuć choćby jedno słowo nieszczęsnemu rycerzowi, który kona w męczarniach, spójrz na twego niewolnika, który tarza się u twoich smukłych nóg.
Ukończywszy tę przemowę, Antoś z całym realizmem zaczął się tarzać u nóg, pogardliwie milczącej, Janki.
Gdy jednak w ten sposób również nie osiągnął łaski w jej oczach, wówczas spojrzał na nią współczująco i zmienił ton.
— A może nie czujesz się godną moich uwielbień? — pytał łagodnie. — Może obawiasz się, że twoje smukłe nogi noszą jeszcze ślady długich wczorajszych spacerów i nie grzeszą zbytnią czystością. Może czujesz, że nie jesteś cudną damą, a głupią pensjonarką trzeciej klasy.
— Czwartej! — poprawiła mimowoli Janka, a poprawka ta wywołała szalony wybuch śmiechu rozradowanego Antosia i lekki uśmiech Ludwika.