— Czemu szelma ze Szwedami trzyma? rozbije łeb, to nie stanie się wielka szkoda, proszę jegomości, ino tyla, co będzie o jednego Judasza mniej — odciął rezolutnie Michałek, ale potem pokornie ucałował rękę proboszcza i poszedł się grzać na słońcu, bo nim znów febra okrutnie trząść zaczęła.
Piotr użył dużo biedy, zanim nakoniec wylikował chłopaka, sprowadzał nawet do niego babę, znającą się na ziołach i na odczynianiu choroby, choć wiadomo było wszystkim, że zakrystyan baby miał w pogardzie. Wylikowało może Michałka samo słońce, które coraz mocniej nagrzewało ziemię, aż od jego gorących promieni zazieleniły się błonia, wylały wody z rzek, a co drogi, to były takie ciężkie, że niejeden szwedzki wóz zagrzązł na gościńcu, nikt zaś w całym Rudniku pomocy dać mu nie chciał.
Pilno było stajennemu do źrebców na pastwisko, pilniej może jeszcze, dlatego że, leżąc przy koniach, widział drogę i wlokące się po niej wozy ze szwedzkiego taboru.
Jednego dnia, kiedy Michałek, zdrów już będąc, konie z kilku chłopakami pasł i opowiadał im, jak szwedzkiego sługę za zdradę na agreścianych kolcach przewiózł, usłyszeli koniuchy jakoweś wołanie. Niemiec czy Szwed krzyczał, bo go zrozumieć nie można było, dopiero po chwili zmiarkowali, że obcy ludzie wielki ciężar wiozą i o drogę pytają.
Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/57
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —