Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

matki bronić powinni: szlachcic, mieszczanin, żyd czy chłop. Przyjdzie na Polskę ciężki dopust Boży, i zginie rodzicielka, jeśli cały naród, jako jeden mąż, nie stanie w jej obronie.
Sto razy mówił tak proboszcz, a Michałek słuchał zawsze kazania z wielką uwagą. Zjeżdżali do kościoła różni panowie, ten konno, ten w pięknej kolasie, zasiadali ławki przed wielklm ołtarzem, lud zaś prosty cisnął się bliżej drzwi wchodowych. A proboszcz z ambony to w tę, to w tamtą stronę mowę swą zwracał i raz na panów w ławkach, to znów na biedaków z pod drzwi spoglądał, nikomu nie przepuszczając, wszystkich nauczał.
— Matkę macie, a dbacie to o nią — mówił ksiądz, ręce z wielkiego żalu załamując. — Jest Polska, jako ta niewiasta, której synowie pomarli, albo w rozpuście przepadli, i niema kto matki przed krzywdą złych ludzi bronić. Broniła dawnej Polski szlachta, i dlatego stan ten nad inne szanowaliśmy. Wspominać też po wiek wieków będziemy wielkich rycerzy, jako naprzykład Żółkiewskiego, który na śmierć niechybną poszedł, żeby własnym trupem Turkowi drogę do ojczyzny zagrodzić. Albo li też chwalić będą po wiek wieków Zamojskiego, bo ten wielki obywatel krew swą dla Polski sto razy przelewał i zamki warowne stawiał, aby lud ubogi miał się gdzie schronić przed dzikim tatarzynem. I wielu innych cnotliwych mężów miała