Strona:Zofia Bukowiecka - Michałek.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   29   —

każdy z przyrodzenia do jakowegoś przywiązania dąży, nie dopieroż taki, który ani ojca, ani matki nie ma, błogo więc było słyszeć sierocie o ojcu-królu i matce-Polsce. Nieraz, gdy Michałek leżał na błoniu przy koniach, marzyły mu się księże kazania. Byłby chciał źrebca co najszybszego dosiąść, na dwór królewski jechać, do nóg Jana Kazimierza upaść i prosić, aby jego, Michałka, wziął między wierne sługi i pozwolił na wojnę iść, jako słyszał od zakrystyana, że chodzą się bić rycerze, którzy wedle swej woli mogą jasność królewską oglądać.
— W zbroi ze złota i srebra chodzą, skrzydła do ramion przypinają, jak święci Pańscy, co ich na obrazie w kościele widziałeś. Każdy taki rycerz hardość ma okrutną, za pan brat z królem do stołu siada, a chłopa za człowieka sobie nie uważa — mawiał Piotr, to też i nad tą sprawą rozmyślał często Michałek.
— Skąd się wzięla ta hardość? — pytał okrntnie zafrasowany. Wiedział, że nie zawsze tak źle się działo w Polsce, że za króla Piasta wszyscy, kto ino żył wtedy, porówno za pługiem chodzili, skoro i sam Piast nie czem innem był, jak rolnikiem. Tak nauczał proboszcz, który ciężko bolał nad biedą i pokrzywdzeniem ludu wiejskiego.
— Matka-ojczyzna ma wszystkie swe dzieci jednako kochać, wszystkie porówno do serca tulić, bo wszystkiemi stoi, i wszyscy synowie