Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się, otwieranie szaf i wciąż to, jak świergot rannych ptaków: o Cyr — o Cyr — o Cyr — — —
Umyty i odświeżony (— o ileż żwawsze samopoczucie! —) wszedł do jej pokoju. Stała właśnie przed lustrzaną szafą; naga; — — bardzo zwinnie zbudowana; gronostaj; i egipcjanka — owa tancerka egipska Piglheina? — nie! tak ku niemu zwrócona — a głowa ku lustru profilem: lutnistka egipska z malowideł nagrobnych osiemnastej dynastii — —: szeroka w ramionach, węższa w biodrach, piersi dziewicze, lecz dopełna rozwinięte, w ciemno obrysowanej otoczy wysoko wzniesiona sutka, blada — blada, bo te wargi takie czerwone —; i pobrzękują jej ręce branzoletami — — przynuca gardlanie jakąś ludową pieśń —
Podszedł ku niej wciągając szybko rozdętymi nozdrzami powietrze — pachniało jej nagą, zwierzęcą urodą; — pierwsze spotkały się ich ręce — — w uściskach i wycałowaniach przymdlało jej ciało, rozluźniło się miodnie.
Już leżał obok niej; — jeszcze jej nie chciał brać; chciał się wzrokiem nasycić, napatrzyć; kładł ją na wznak, obracał na brzuch, gładził jej kark i plecy, przypadał do krągłych, gładkich pośladków, chłopięcych i zwartych, ocierał o nie twarz jak kot, z zachłannością. Dbała była, powolna; pojękiwała w sobie: — o, Cyr — o, Cyr —
„Andaluzyjka“ — wyafiszował nagle mózg; — i „tylko obrazy i aluzje, katalog „dzieł sztuki“, — zmęczenie“ — zaklął, bo zrozumiał, że zaniepokojona świadomość ratuje się tysiącem sposobów —