Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie dowiedziała! żeby nie!! — I właściwie poco to wszystko? — dlaczego? — przecież ona i tak wie, i on wie, że ona wie — — o Mili nie wie! — nie chcę, żeby o Mili wiedziała; żeby źle wiedziała; poprawił; — rzekł to głośno, lecz nikt nie usłyszał; każdy w swej półprzytomności zanurzony jak w kadzi. — — A teraz jedna od drugiej dwieście kilometrów — duży kraj z miastami, wsiami, rzekami, lasami pomiędzy nimi; — Mila przecież... wypił kieliszek haustem, z trudem ustawił go spowrotem na zalanym, paskudnym, pełnym potopionych niedopałków stole... na tej operacji, operacji, operacji... to przecież Julek właśnie: — i takby pan nie spał, przebumlujemy tę noc, pojadę rano z panem... Tak po tym liście powiedział! — po liście, którego znał treść; słów nie znał, słów, tych słów: — „An! An, krzyczę do ciebie! nie chcę, nie chcę, boję się! — lecz muszę; — o An — kusi ta rurka szklana; — to jeszcze tamten, ten sam“ — (— plącze się wciąż to słowo i tu w szpitalu było głośne i wyraźne: weronal! —) — „czeka, wciąż czeka! — o An, jak źle, jak przeraźliwie!! — wtedy dzieci, lecz dziś, gdy przysłoniłeś wszystko, gdy miłość moja przysłoniła wszystkich i wszystko! gdy tylko ty, tylko ty jedyny, wielki, ostateczny! — Biedne nieszczęśliwe istotki! — wiem, że je przecież nie kocham, bo nie ma miejsca w sercu poza tobą — o An!! — Jak strasznie słyszeć nad sobą rosnącą trawę!! — i tylko twe listy każę włożyć... nie, nie, nie, nie chcę cię, jedyny, zasmucać! Bądź! przyjedź!!“ —
Sza-leń-stwo!!
— Julek, pójdźmy już, przecież to ranek —
— tramwajem, Cyprjanie, panie złoty, będzie-