Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dupkiem nie licząc się z damą świętną u przeciwnika — szkoda, że dziesiątki nie kinął! — Cała gromada chuda, wymizerowana, obdarta, parująca na słońcu zgnilizną nor wydrapanych w hałdach, plująca krwią i strzępami płuc — tworzyła piękną grupę folklorystyczną, oddającą się grze regionalnej na tle wspaniałych gmachów rządowych, bogatych kościołów i pałaców dyrektorów kopalń — otaczających dalekim kręgiem ten skwerek.
Usiedli.
Tak, to tasama ławka, na której — oh, przed wiekami — poraz pierwszy poszukał niezaradnych ust Mili.
Tu się poczęła miłość — szaleństwo — obłęd —

Dzisiaj spotykanie się z Milą było bezgraniczną męką; dla niej i dla Cyprjana.
Każda godzina spędzona poza nią była pustką i rozpaczą — osamotnieniem, które mrozi i przeraża; przy niej stawał się natychmiast zły, podstępny, inkwizytorski i prokuratorski; wymyślnymi torturami sądował jej życie przeszłe; sumował i nicował; a nie miał przecież żadnego prawa! wiedział o tym, gardził sobą, brnął w okrucieństwie dalej; — stawał się instancją zasądzającą, ferował wyroki bezlitosne i niesprawiedliwe — dla niej i dla siebie. Wyłuskiwał Brutalne fakty podwójnie zakłamane, raz jej własnym wmówieniem, drugi raz obnoszeniem się, gdzie trzeba i gdzie nie trzeba, z tymi złudami; docierał do ostatniej łupiny i znachodził tam wiecznie czynną sprężynę poczynań niewieścich: ambicję; samiczą ambicję; i tu tkwiło to najgorsze. — Nie ulegało zresztą