Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poeta przywitał hymnem melodię śmierci; tej jednej tylko chwili potrafił i mógł powiedzieć? chwilo trwaj! jesteś piękna! — oto, kochani, prometejska tragedia! — no, to są te dwie sceny; wymowniejszych, głębszych, dalszych nie zna świadomość ludzka. Któż stworzy trzecią? — Któż ją odnajdzie — któż stworzy? — kiedy? — może będzie ona ostatnią poezją globu? ostatnią tej poezji zwrotką —? — — — —
Myśl: poezja to realizacja podziwu — — —
Dosłyszał: „improwizuje“ — — —
Nie wyczuł sarkazmu ani ironii; przeciwnie, życzliwość i sympatię, a trochę też fachowego, medycznego zainteresowania.
Eilper nalewa wino, przelewa — kieliszki brną po kostki w czerwonych stawkach — — teraz rozdaje dokoła — Cyprjan mówi głośno, za głośno, że nie, dziękuje.
Odstawiają z hałasem flaszki.
Piją: są bladzi.
Lecz dookoła nich i na całej przestrzeni jest omgła czerwona jak para pod zachód słońca. Poza nią słychać ustawiczny szum wód dalekich.
Mówi. Słyszy swe słowa, lecz mają one dźwięk obcy —:
— będzie ona, ta przyszła poezja pracującego człowieka, tak mi się widzi, poza wami dostojne mieszkanki Parnasu i Helikonu, krain kwietnych łąk, kędy na łagodnych zboczach pośród brzóz i buków pasie się Pegaz; poza wami muzy! — Muzy! przekleństwo mego żywota! — Czymże jesteś Klio? — kłamczynią, fałszerką i fuszerką dziejów;