Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 2 (bez ilustracji).djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parku wiejskiego zasnutego rozdartą koronką liści klonowych...
Jak w czas nagłej, skośnej ulewy — nakrył głowę płaszczem i biegnie z cieniem na wyprzodki — — węszące periskopy oczu ślimaczych raz po raz uderzają w kark jak wrzące tętno wybluzgującej z rany krwi...
Dobiegł do domu zdyszany — zatrzasnął z hukiem drzwi i zamknął zgrzytliwym kluczem; — gęsta noc z szumem pełzającego czarnego zalewu okrążała dom; ocierała się o węgły i ściany.
Tych kilka godzin do wczesnego świtu spędził u Wisi; spał z nią w brudnym, boleśnie zakurzonym łóżku. Dopiero po zgaszeniu światła zdołał rozgrzać siebie i ją. Poomacku.
W Krakowie zatrzymał się godzinę; odwiedził synka; Jurek rozwijał się dobrze, rósł i sprytniał.
Po południu był już Cyprjan w Warszawie. Irka wyjechała równocześnie z nim z komisją (komiśją) jakąś — wtedy, przed trzema dniami; dzisiaj miała wrócić; umówili się, że zajdzie do niej o ósmej.
W pensjonacie, w pokoju swym poczuł jakiś obcy zapach; perfumy, puder, mydło kwiatowe — kobieta tu była niezawodnie. Istotnie tak; — na te trzy noce zakwaterowała się nowa pensjonarjuszka do pani Schoenowej; akurat nie było wolnego pokoju; dziś już będzie; żona jednego z byłych ministrów; rozwodzą się; dlatego ona tutaj, w pensjonacie, pan rozumie, kroki rozwodowe. — Spotkali się w kurytarzu; prześliczna! smukła, rosła blondyna; trzydziestka; najwyżej; cera równa, matowa; rumieńce. — Opowiedziała mu to, że właśnie nie było