Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzeba, wszędzie się polski ułan pchał“ — miałem na myśli... aha, najdroższa, proszę nie pytaj mnie nigdy...“ — Każda obiecywała, żadna nie dotrzymała.
Tym wiedeńskim razem też nie wiedział czy kocha; lecz kochał.
W bibliotekach publicznych — zwłaszcza w tej na Sztubenringu w muzeum przemysłu artystycznego — z wspaniałym działem najwspanialszych falsyfikatów — studiował grafikę, począł robić notatki do monografii o Ropsie — przede wszystkim jednak rozczytywał się w nowej poezji europejskiej — badał jakie aktualnie drogi wiodą w nieznane nowizny; odkrywczość poezji to jej krew życiem pulsująca. — Sam też pisał sporo — w etapie znacznie już dalszym niż owe elukubracje wersyfikacyjne i niż owe bełkoty dla nikogo nie zrozumiałe; począł mu się z mgieł wyłaniać właściwy sens nowej formy poezji: jej wzniosłość, jej hymnowość i jej troska miłosna dla wszystkiego cierpienia świata; i to właśnie zaczęło kiełkować i puszczać płonki. — Co w tym miała Wisia? jaki udział — ? nie bezpośredni, nie ten „wpływowy“ — lecz ten (jak zawsze) współistnienia; zapędu energetycznego; nowych sił rozwojowych; nowego aspektu życia; — motoryzacja mózgu przez nowowzmożony instynkt płciowy.
Tak zeszło do świąt bożonarodzeniowych.
No i wigilia; taka zbakierowana poza zbędną tradycją i (nieco ważniejszą) obrzędowością.
Tych tam Polaków była w Wiedniu chmara. Zbiegli się pod opiekuńcze skrzydła monarchy, który poza modlitwą codzienną o szczęście i powodzenie dla katolickiej armii również i, dobrotliwy, za cywil-