Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem gorżko mu nieraz żałować przyszło, że w tym właśnie kierunku zwrócił uczucie swego młodzieńczego serca. Liza okazała się samicą więcej niż przeciętną, zawiedziona w nadziei zostania inżynierową, wkrótce zaczęła mu przerabiać dom na piekło, które wtedy dopiero, gdy przyszły na świat dzieci, dwóch chłopców jędrnych, zdrowych, jak krople wody do ojca podobnych, dosięgło zenitu, o jakim Dante nie marzył, stało się wprost piekłem nie do zniesienia. — Liza zarzucała mężowi przy każdej nadarzającej się sposobności, a tych nigdy nie brakło, że z jego winy popadła w takie nieszczęście, że to on jej los tak okropny zgotował. — Gdyby się nie był wmięszał między nią i Wilhelma, byłaby dawno „inżynierową“ w dostatkach, bogatą i mogła żyć spokojnie, bez troski o jutro — szczęśliwa, nie w takiej nędzy i biedzie!
W słowach tych była gruba przesada. Szarski mimo, że stałej posady otrzymać nie mógł, przyjmował dorywczo pierwsze lepsze miejsce, gdzie się zdarzyło, choćby prostego tylko robotnika i pracą ciągłą i wytrwałą zarabiał tyle, że to na skromne utrzymanie rodziny wystarczyć mogło zupełnie. Ale Liza nie tego pragnęła, takie życie nadto było dalekie od spełnienia jej marzeń, od dogodzenia jej ambicyi. Dzień i noc wyrzutami dręczyła biednego Jana tocząc, jak czerw coraz mocniej tak silny niegdyś pień dębu. — Praca nie męczyła go wcale, bo mógł każdej podołać, ale te docinki, te szpileczki ostre, głęboko w samo serce codzień wbijane, jadem ciągłej nienawiści zatrute, które tylko zła kobieta z takiem wyrafinowanem znawstwem sprawianej tortury w słowa swe sączyć potrafi te trawiły jego organizm i osłabiały energię do życia. — Bolało go to najwięcej, że Liza nie kochała dzieci, tych dwóch