Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bede na ciebie całe życie harować? Zamietasz, czy nie? Inny głos kobiecy: ach, ty szlajo! kto wczoraj zamietał? — nie ja? — Wont flondro mi z bramy, bo cie mietłom zatłuke! — Ty mie mietłom! mietłom!? — jebu twoju mać! — A czem, moze welunem? — masz, a masz — ścierwo djabelne!
Rozległy się suche uderzenia, trzask drzewa i okrzyki. Ktoś z okna drugiego piętra wymyślał głośno. Do pokoju wbiegła rozczochrana Stukonisowa w ponsowym szlafroku, i wyjrzała przez okno: Żeby już raz zaraza jaka te stare żmije poskręcała — z samego rana tak budzić ludzi, tfy, tłumoki stare. Spojrzała na „Miećka“. Ten bizun znów wrócił nad ranem. O, jakie ma ręce zafarbowane. — Zakują cię, ty ciężka cholero, zakują w kajdany. Panie Józik, niech mi pan nie wyjada szmalcu, mam swoje dzieci!
Student nic nie odpowiedział. Jak tylko Stukonisowa wyszła — wyskoczył z łóżka, kucnął, wyprostował się, kucnął i wyciągnął ręce przed siebie. Położył się na podłodze i począł wierzgać nogami w powietrzu. Uprawiał tak z pięć minut tę dziwaczną gimnastykę potem przez chwilę patrzał na nogi, mruknął coś, naciągnął skarpetki, włożył buty. Wciągnął spodnie i poszedł do kuchni. Mył się tam, parskał i stękał.
Lucjan czuł się fatalnie. Było mu gorąco i przed oczami wirowały kolorowe płaty. Sądził, że ma gorączkę, lecz ciało miał chłodne. Żałował wczorajszego pijaństwa i ubolewał nad swą głupotą. Nie powinienem pić, wódka mi strasznie szkodzi. Znów cały dzień będę chodził struty — poleżę sobie do południa.