Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/52

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    książkach, potem patrzy na matkę, wskakuje na kanapę i z pod portretu Piłsudskiego wyjmuje jakieś papiery. W tej chwili Stukonisowa odwraca głowę i mówi powoli: — Ty draniarzu co tam za papiery chowasz, pewnie znów idziesz na jaki wiec. Żeby ci już raz na fest mordę zbili, żebyś już więcej nie mógł chodzić. A to czort małpiarski, znowuż mi rewizję do mieszkania sprowadzi, — że też człowiek musi się męczyć z taką cholerą. W kogo się to wdało.
    „Mieciek“ gwiżdżąc zeskakuje z kanapy, nakłada palto i wychodzi. Stukonisowa pochylona nad bielizną, śpiewa monotonną, pobożną pieśń. Student patrzy w książkę i dłubie w nosie. Zygmunt chrapie. Jest spokój i cisza. W ustępie ktoś stęka i szeleści papierem — nie przeszkadza to Lucjanowi czytać „Metamorphoseon“ P. Ovidiusza.

    In nova fert animus mutatas dicere formas
    Corpora. Di coeptis, nam vos mutastis et illas,
    Adspirate meis; primaque ab origine mundi
    Ad mea perpetuum deducite tempora carmen.



    ROZDZIAŁ III.

    Świt sączy się przez sine szyby i miękko spływa na różową twarz studenta. — Blade światło zaostrza jeszcze ordynarne rysy twarzy „Miećka“, zmęczonego nocną wycieczką. Przed kilkoma minutami usnął. Pod głowę podłożył rękę o palcach zbrudzonych czarną far-