Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rażnienia. Namydlił głowę i poruszając palcami w spienionych włosach, myślał: czy też będzie miał kiedykolwiek własnego fryzjera, któryby mył mu codziennie głowę. Ogromnie lubił myć głowę. — Naturalnie fryzjer będzie u mnie mieszkał. — Rano: najpierw głowa, — golenie, tego... a potem pedicure — zaraz, czy fryzjer robi pedicure, no, mniejsza z tem, — on mi przy nogach, a ja czytam, co o mnie piszą w gazetach. Hehe, ty megalomanie, lepiej idź się odlej, bo ledwo stoisz. — Nie ma draństwo kiedy stukać, tylko teraz, kiedy jestem cały mokry. — Otworzył drzwi. Listonosz; — podał mu dwie gazety adresowane do Mieczysława Stukonisa. Cóż to jest? „Wola Ludu“ i „Sierp i Młot“ — psiakrew, jeszcze się przeziębię. To nie jest dobrze, że myślałem o tym fryzjerze; wszystko się źle skończy. — Póki jeszcze jestem młody, wszystko mi jako tako idzie, ale później zestarzeję się i zestarzeję, bo jestem leniuch i idjota. Wytarł się mocno ręcznikiem aż mu skóra na szyi poczerwieniała, wyczyścił zęby i począł szybko się ubierać. Jakiś mężczyzna śpiewał arję z Aidy. Głos był nieuczony, lecz mocny i jasny — pulsujący skoncentrowaną wesołością. Lucjan przerwał swą czynność i podszedł do okna. Na dole kręcili się ci sami ludzie. Głos niezwykle czysto odcinał się od tego gwaru; brzmienie jego wibrowało w powietrzu razem ze stukotem młotka, tak, jakgdyby jeden człowiek robił te dwie rzeczy jednocześnie. Zdenerwowanie pierzchło i Lucjan zasłuchany pomyślał: — z takim głosem facet tłucze młotkiem, — komiczne.