Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad stołem i „Miećka“, siedzącego przy biurku. Zygmunt wyszedł do „małej“, — Stukonisowa krzątała się po kuchni, a z dalszego pokoju słychać było śmiechy kobiece i piski. Lucjan drzemał. W pewnej chwili w pokoju usłyszał głos kobiecy, otworzył oczy i zobaczył młodą, dość brzydką dziewczynę. Zbliżała się powoli do „Miećka“, ze słowami: a spać, Mitasku, nie czytać po nocach. Nachyliła się nad nim i oparła ręce na jego ramionach. Lucjan widział, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale raptem odskoczyła gwałtownie. Teraz powiedziała: fe, Mitasku, jak pan psuje powietrze. Głośny śmiech, wycie jakieś rozległo się w pokoju. „Mieciek“ i student zataczali się wprost: hoho... hoho... ojej... jaka czuła... hohoho... ho!!
Dziewczyna trzasnęła drzwiami. Zmęczenie pokonało zdenerwowanie i Lucjan usnął ciężko.


ROZDZIAŁ II.

Marzec w mieście. — Słońce jeszcze nie jest dość silne, by promieniami swemi grzać mogło; co najwyżej wysusza błoto. Znika ono powoli, deptane miljonem nóg, — rozprowadzane kołami pojazdów na cieńszą i cieńszą warstwę, by łacniej poddać się słońcu.
W mieszkaniu na Nowiniarskiej wiruje złoty pył w smugach słońca. Ubogie i liczne sprzęty są zakurzone i błyszczą sucho. W alkowie też jest jasno, — resztkami światła z pokoju.
W półśnie — Lucjan widzi obraz, jaki go witał