Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ponieważ pozostanę pani obojętny, więc dlatego pani to mówię. I jeszcze: że jest to twoja sprawa. To było bardzo piękne, tak jakby lekceważenie mego uczucia. Jego sprawa. Byłam pewna wtedy, że mówisz prawdę. Zmroziłam cię potem. Sama nie wiem, dlaczego, taki widać miałam stan psychiczny. Tak.
— Czy ty mnie kochasz?
— Tak, naprawdę tak. Od czasu tej nieszczęsnej knajpy, ciągle myślałam o tobie. Ubliżyłeś mi a mimo to myślałam. Pragnęłam cię spotkać. Wreszcie Staś powiedział mi jak bardzo cierpisz prze mnie. Ach, moje dziecko, to bardzo dobrze, że wreszcie jesteśmy tu razem. A teraz powiedz mi coś o sobie.
Lucjan ujął jej rękę. Opowiedział jej swoje życie. Zakończył:
— Miałem gorzkie dzieciństwo, a młodość to już mam zupełnie ponurą. Obracałem się ciągle wśród ludzi złych, i przez to jest mi trudno teraz żyć. Jestem do wszystkich źle usposobiony, kiedy poznaję kogoś, jestem do niego zgóry uprzedzony. Nie znałem ciepła rodzinnego, z rodzicami żyłem krótko, odumarli mnie wcześnie. Poznałem przykry i nudny niedostatek, nędzę prawie. Musiałem od najmłodszych lat, ciężko i upokarzająco pracować. Uczyłem się wiele, dorywczo i bez systemu. Sam nie wiem kim właściwie teraz jestem, co mnie czeka. Mam chyba trochę tego talentu, ale brak mi cierpliwości, i zdaje się, że nigdy nic nie zrobię. Tak więc, miłość moja do ciebie jest w swoim rodzaju bezczelnością. Jestem człowiekiem bez praw i nadziei. Zresztą, wszystko od ciebie zależy.