Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

różniejsze przeddmioty: puderniczki, pióra, otwarte kasetki, zapisane arkusze papieru. Stała tam niedopita filiżanka herbaty i wazonik z kwiatami. Etażerka uginała się pod ciężarem napół otwartych książek i pism. Na łóżku leżał jeden pantofel, pończochy i podwiązki. Na poduszce siedział pajacyk z jedwabiu, a obok niego leżała szczotka do ubrania. Pokój był dość duży, ale ciemny i ponury.
— Niechże pan gdziekolwiek usiądzie. Ale lepiej będziemy sobie mówili ty. Zgoda? No, pewnie. Usiądź, niech popatrzę na ciebie.
Lucjan usiadł na krześle przy biurku. Było mu jakoś dziwacznie. Czuł, że panna odebrała mu jego prawa, że była w stosunku do niego aktywna, pytała go ciągle, sama sobie dawała odpowiedzi i potwierdzenia. Czuł, że przechodzi normalny proces. Wszelkie zamierzenia tracą z chwilą, gdy się mają spełnić, nawet jeśli chodzi o miłość.
A więc panna Leopard usiadła naprzeciw niego i mówiła, patrząc mu w oczy:
— Jesteś taki młodziutki i potrafiłeś pokochać. W twoim wieku to tak trudno. Widzę tę miłość w twoich oczach. Jesteś teraz trochę oszołomiony, zażenowany, zdaje ci się, że to ty powinieneś mówić do miie czule, pozatem wszystko stało się tak niespodziewanie, że trudno jest ci się radować. Radość ta jest tak skoncentrowana, że trudno ci ją odczuć narazie. Ale poczekaj, niech się to wszystko rozpuści. Te kilka słów, tam na ulicy, wypowiedziały wszystko. Teraz możesz trochę milczeć. Powiedziałeś wtedy: Kocham panią,