Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy pejzaż wsi polskiej czy rosyjskiej, wystające ze ścian gałęzie drzew przyprószone są śniegiem, oddychamy sztucznie chłodzonem powietrzem. Wygląda to dość kiczowato, ale widać, że lokal jest pierwszorzędny, muzyka dobra, młody człowiek przyjemnym głosem towarzyszy orkiestrze, śpiewając po angielsku. Popijamy ostro, pragniemy się weselić, ale niema z kim. Zaczynają się produkcje artystyczne, cztery śliczne Niemki śpiewają wesołe rzeczy, prawdziwa i ładna Hiszpanka tańczy tango argentyńskie i gra na kastanjetach. I jeszcze jakiś smutny śpiew. Wychodzimy, znów jedziemy taksówką do podejrzanego kabaretu „Asirio“. Przy stoliku towarzyszą nam ciemnolice rozkapryszone dziewczęta, przyzwyczajone do gestu Europejczyka. Zamawiają sobie jakieś „refresco“, próbuję trochę: mrożone wino z owocami. Dziwię się, że nie chcą czegoś droższego; konjaku lub szampana. Znów jakaś Concha śpiewa tango. Przy wszystkich prawie stolikach Brazylijczycy piją piwo lub oranżadę, tylko my i jakiś samotny Anglik nie zadowalamy się byle czem. Postana-