Przejdź do zawartości

Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błąd, chwaląc wiersz pana De. Rozbudziłem widocznie jego muzę, bo oto trzyma mnie pod rękę i mówi plany na przyszłość, zwierza się, słowem — jakiż ja jestem nieostrożny! Muszę teraz mówić takie zdania: Wszelka twórczość rodzi się w boleściach, miej pan cierpliwość i przedewszystkiem unikaj zwierzeń w tych kwestjach! Jeśli jest w panu ten ogień, to niech pan się nie zraża nieuznaniem, bo to do potomności należy. Jasne jest, że popełniam łajdactwo, ale już wszelkie kłótnie z nim, te na cicho, i te na głośno, zbrzydły mi i pragnę spokoju. Torturował mnie ze trzy godziny.


25 lipca

Ostatnie dnie wyraźnie się skracają a to na skutek ukazywania się lądu, okrętów, słowem — wjeżdżamy w pewne ożywienie. Rano zobaczyłem wystający z wody jakby ostrokół z wieżyczką i domkami w środku. Podobno nazywa się to to Helgoland czy też podobnie. Telegrafista mówi mi, że to jest niemiecka twierdza, ale ja mu nie wierzę i nie będę tego