Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skończyło się na tym, że babka Weronika zaniosła Łobodzkim trzy marki i z zabitej królicy przyrządziła potrawkę na obiad. Ale Kamil chodził teraz zgaszony. Czuł się mordercą królicy i przypisywał sobie pełną winę i wpływ przyjaźni z Burym. Kilka dni chodził z podwiązanym gardłem. Bał się Geni, śniła mu się po nocach jako czarniawa diablica z wielkimi, błyszczącymi oczami, mknąca w przestworzach na czerwonym kogucie i groźnie potrząsająca białymi zwłokami królicy. Unikał także Burego. Przesiadywał więcej u matki. Cierpiał, włóczył się skwaszony po kątach.
Babka Weronika i ciotka Lucyna, chodziły często na grzyby i jagody. Czasem Kamil chodził z nimi. Jeśli wyszli bardzo rano, wracali zwykle dobrze po południu. Rozchodzili się po lesie, myszkowali po krzakach i między drzewami. Kamil z policzkami uczernionymi jagodami kręcił się w ciszy lasu. Wtedy rozmyślał, i czuł, że tu, na wsi, narobił potwornych grzechów i czeka go za to wielka kara. Pogrążał się w rozpaczy, bał się kary od Boga, którego nie pojmował, ale bał się Go... Jeżeli jest rzeczywiście, ten starzec z siwą brodą, gdzieś tam w górze? Chłopiec martwił się i mizerniał. Czy może się komu zwierzyć? Ludzie dorośli, to przecież wrogowie dzieci. Kamil wyobrażał sobie, jakieby lanie dostał od matki czy babki, gdyby im opowiedział o swoich snach i historiach z Lolą, Burym czy Genią. Jeśli babka Weronika zbierała jagody w pobliżu, wówczas lubiła opowiadać Kamilowi o ojcu. „Twój ojciec to zbój, unieszczęśliwił moją córkę, i narobił nam wstydu. Najpierw