Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kolacja. I jutro przygotuj się do podróży, wszystko dla ciebie zrobię, abyś miał wygodną podróż; dam ci instrukcje, dokąd masz się udać ze stacji, załatwię wszystko z profesorem Kotliną; chociaż wyjeżdżasz przed końcem roku szkolnego, to jednak mam nadzieję przysłać ci pełne świadectwo z ukończenia pierwszej klasy. A teraz idź, jutro jeszcze porozmawiamy.
No tak. Teraz już kończy się wszystko. Bajeczny pałacyk z kryształu pękał i walił się. Szedł po krętych schodach w rozkołysaniu, w oszołomieniu tak wielkim, że nawet rozpacz gdzieś się w nim gubiła. Znów? Przecież on już zapomniał jak to się żyje w tamtym świecie. I nagle ta przeszłość odgrodzona rokiem rajskiej drzemki, poczęła zbliżać się do niego z ogromną szybkością niby jakaś nawałnica potworna, i rycząc ogarniały go czarne i cuchnące kłęby i jęło się przypominać to dawne życie w koszmarnych fragmentach, pokazywały się jakieś sceny i ludzie... Ludzie z twarzami wydłużonymi od męki... Przyzywali, gestami nawoływali...
Kamil zwalił się na łóżko. Jak z daleka słyszał piszczący głos Borysa:
— Patrz, już są tylko dwa pierniczki... Kosztują Guatemalę, Honduras i jeszcze jakąś drobną... Albo półtorej marki... Decyduj się, bo...
— Dawaj ty przeklęty, bo zjesz wszystko! Daję Guatemalę i Honduras i...

Kamiennym i czarnym korytarzem ulicy biegł ciepły i wilgotny, wiosenny podmuch od rzeki. Sunął rzeźko żałobnym szpalerem lamp gazowych, uderzał o pochy-