Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w towarzystwie dwóch wojskowych, z których jeden był narzeczonym córki pani Smodrakowej. Sezon się skończył, willa była bez gości, nastawiono gramofon. Andrzej zbudził Kamila, pani Smodrakowa poczęła go tulić, karmić słodyczami; pachniała mocnymi perfumami, żarem biło od jej biustu, w którego wnęce pani Smodrakowa tuliła głowę Kamila. Około szóstej rano całe towarzystwo śpiewało chórem, wojskowi pili piwo z kobiecych pantofelków, obie pary młodych wychodziły na spacer do małego ogródka, zwiedzały również rozkład willi, jej pokoje. Tylko Andrzej nie ruszał się od pani Smodrakowej, siedział blisko z prawym łokciem opartym o krawędź stołu, z lewym na oparciu kanapki... Palił duże cygaro, przecierał binokle, pił piwo, czasem koniak i szeptał, pochylał się do ucha niewiasty — mistrz mimiki, wygadany żartownić. Pani Smodrakowa, słuchając niestrudzonego Andrzeja, bawiła się twarzą Kamila, szczypała go w policzki, okręcała jego włosy na pulchnym paluszku, nacierała uszy, słowem sprawiła, że głowa Kamila wyglądała, jak przedmiot jakichś niezwykle grubiańskich żartów. Zresztą objedzony słodyczami, nieco odurzony alkoholem, Kamil drzemał na obfitych udach pani Smodrakowej, słuchając przytłumionych, niby z otchłani, słów ojca. Na dobre ocknął się na łóżku, ale kiedy zorientował się, że go rozbiera pani Smodrakowa, nadal udał rozespanego, obawiając się pieszczot. Niewiasta przykryła go kołdrą i ucałowała w czoło. Poprzez niedomknięte powieki Kamil widział ojca na sąsiednim łóżku, rozebranego, postękującego z rozkoszy, że oto już znajduje się pod kołdrą. Pani Smodrakowa usiadła na