Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się czasem od tej torby i tylko wtedy, kiedy są sami domownicy... Kto z was ukradł te pieniądze?... Antek, podejdź do mnie...
Antek odrazu zaczął płakać i zbliżając się do matki, mówił po przez łzy:
— Nie wziąłem nic... ani centa... Teraz to wszystko na mnie... bo jak raz wziąłem te złote rzeczy, to już teraz zawsze ja... A na co jabym tyle pieniędzy obrócił... ciągle w domu siedzę... nie brałem... nic nie brałem...
— Tyś nie wziął... więc która z was?
Ale dziewczyny rozpłakały się i tak szczerze zaklinały o swej niewinności, że pani Gorlicka zwróciła się do Kamila:
— I ty również nic o tym nie wiesz?
Kamil wstał od stołu i patrząc w oczy pani Gorlickiej, powiedział drżącym głosem:
— Ja proszę pani, raz tylko wziąłem koronę, ale nie z torby, tylko leżała na stoliku... Gdzie jabym pani kradł pieniądze, kiedy pani jest dla mnie taka dobra... Myślałem, że tę koronę zostawił jakiś gość, a tak mi było potrzeba paru groszy...
— Ach, daj spokój ze swoją koroną... Boże, Boże... co to może być... tyle pieniędzy... Mogłam się omylić o kilkadziesiąt, o sto koron, ale nie o blisko osiemset... Co ja pocznę...
Mówiła to złamanym głosem, ale oczy miała suche i to Kamila trochę umacniało, bo lękał się kobiecego płaczu. Pani Gorlicka jakaś zbolała i przygarbiona wyszła z kuchni. Ela otarła oczy, przypudrowała się, poprawiła beret i mówiąc coś w rodzaju: „Interesy mają do człowieka spod ciemnej gwiazdy...“ skwapliwie wy-