Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzie odrywają się od zajęć i zasłuchani, nieruchomieją:

Ja nie mam ojca... ani nie mam matki!
Bom jest uboga sierota!
Ale mi za to, przez całe lato!
W głuchym boru ptaszki śpiewały...

...Upraszam państwa co łaska... przyyykro mi bardzo że w tak niegodny sposób... i hańbi mnie to... zarabiam na kawałek chleba... ale cóż robić... kiedy w ojczyźnie taka bieda!
To płaczliwe tłumaczenie sieroty kieruje kilka spojrzeń na podwórko. Stoi tam wyprostowany blondynek z bródką i zaczerwienionymi powiekami, z odkrytą głową, wtuloną nieco w ramiona, w tak zwanym sakpalcie. Ten występ nie wzruszył lokatorów. Jedynie emeryt z czwartego piętra, przemykając się do wychodka, zagadnął wydrwigrosza, czy aby nie jest z inteligencji? Sierota odpowiedział pokornie z pochyloną głową i kapeluszem przytulonym do pośladka:
— Czyż godzi się wspominać... były kapitan od pawłowców... ot los zawieruszył... jaż na dnie... jeżeli pan łaskaw!
— Ach, sam groszem nie śmierdzę... tak tylko pytam — odrzekł emeryt, zamykając za sobą drzwi wychodka.
Hilary począł zamiatać podwórko ruchem jakby kosił. Sierota znikł szybko i można było nieprzytomnie pomyśleć, że zmiótł go Hilary swą miotłą. Gdyby Hilaremu narzucić szynel, w ręce wetknąć karabin z bagnetem, byłby to idealny typ kacapa jakie się widuje na obrazkach przedstawiających etapy syberyjskie. Okrągłą czapkę z płaskim daszkiem, rozkwaszony nochal