Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie wszyscy powstali z klęczek i przeszli do drugiego pokoju. Ciotka Lucyna zestawiła kilka stołów, nakryta je białym obrusem i przygotowała masę jedzenia. Okazało się, że babka Weronika zabiła prosiaka na stypę. Stypa, to było słowo, które brzydko dźwięczało w uszach Kamila. Zajmowano miejsca. Wuj Leon nadskakiwał wujowi Kaziowi. Babka Weronika wyjaśniła, że właściwe przyjęcie odbędzie się po pogrzebie, teraz daje gościom małą przekąskę. Ciotka Lucyna usługiwała. Podczas jedzenia, babka Weronika opowiadała o wielkich deszczach jakie tu padały od niedzielnego popołudnia, że zboże pogniło. Pytała o pogodę w mieście, porównywała. Potem zaczęła się skarżyć na umarłą, że nie wyspowiadała się przed śmiercią i że wielebny ksiądz proboszcz nie chce jej wziąć do kaplicy, a o pochowaniu na poświęconym miejscu mowy być nie może. Dlatego też ciało musiało leżeć w domu i zepsuło się, bo za gorąco. Ona sama nogi zerwała na wizytach u wielebnego księdza proboszcza, żeby pozwolił pochować grzesznicę na poświęconym miejscu, ale sługa Boży jest twardy i trzyma się praw boskich. „Anka wyraźnie przecież nie chciała się wyspowiadać, w ostatnich czasach czuła się tak źle, namawiałam ją, a człowiek nie wie dnia ani godziny, teraz ma za swoje“. Będzie więc w tym miejscu pochowana, gdzie leży jakiś samobójca i bandyta Kiełbasa, ten którego zabił Janek. Wielka to hańba dożyć na stare lata aby córka pochowana była razem z bezbożnikami. W tym miejscu babka Weronika westchnęła, ciotka Lucyna uroniła kilka łez, wuj Kazik zmarszczył się okropnie, a Kamil pomyślał grzesznie, że mamusi