Strona:Zbigniew Uniłowski - Człowiek w oknie.pdf/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, chodź pan na małe piwko, bo nie można powiedzieć ażeby było za chłodno!
Pan Perełka skonfundowany rozsiewaniem nieprawdziwych pogłosek, rad nierad szedł na piwko, chodź w głowie miał ponury obraz poranka.
U Kwaśniaka pan Perełka zapominał o rannych manifestacjach, słuchając zwierzeń pana Zwirzka, że hodować króliki byle kto nie potrafi i, że gdyby społeczeństwo zainteresowało się hodowlą tych zwierząt, w kraju by napewno lepiej się działo. A potem pan Perełka całował się z komendantem straży ogniowej, i przyrzekał solennie że w jego domu pożar nigdy nie wybuchnie, bo on sam by na to nie pozwolił. Następnie w noc, pan Perełka wracał do domu i w korytarzu już krzyczał: wstawać gałgany! — ja was — ja!
Aż pewnego poranka, pan Perełka ciskając pioruny na niemrawego klarnecistę, dostał ataku sercowego i nim Kostek skoczył po wodę, zacny kapelmistrz już nie żył, ściskając kurczowo w ręku trzcinkę.
Na pogrzebie pana Perełki burmistrz miasta wypowiedział sławną mowę, w której dowiódł, że wyjaśnił co stracili w osobie kapelmistrza Perełki.
Orkiestrą kolejarzy dyrygował Bubek, a niezdarny klarnecista Tomnik, trzymał klarnet prawidłowo i grał przecudnie.
Jakoś pod jesień zjawiła się u pani Klary Bubkowa i powiedziała że jak się ma tyle dzieci, nie