Strona:Zaczarowany królewicz (1935).djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

przy jednym z nich zjadła trochę owoców i wyszła do czarownego ogrodu. Zwierzę stało u drzwi pałacowych i nie robiąc nic złego dzieweczce, przyglądało się jej z zachwytem.
Zauważyła Zosia, że miało oczy bardzo smutne i jakieś niezwierzęce i uczuła litość i sympatję dla biednego stworzenia.
Codziennie rano spotykał ją u wrót pałacu, przeprowadzał ją przywiązanym wzrokiem i nie narzucając się jej nigdy, jak pies wierny pilnował, aby się jej co złego nie stało.
W całym pałacu nie było nikogo prócz ich dwojga; jakaś niewidzialna ręka ustawiała talerze i potrawy, słała łóżko Zosi i wyświadczała jej różne posługi.
Nie brakło jej niczego, otoczona była przepychem, zwierzę kochało ją bardzo i nie robiło przykrości, a jednak