Strona:Zaczarowany królewicz (1935).djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   14   —

łym parku, w którym całe klomby róż roznosiły woń swą dokoła.
Porwałem najpiękniejszy krzaczek i przejść chciałem przez wrota, gdy naraz stanął przedemną zwierz olbrzymiej postaci i straszliwym głosem zakrzyknął: Jakiem prawem bierzesz kwiaty z mojego ogrodu! Struchlałem i tłomaczyłem mu, iż byłem przekonany, że za tych kwiatków kilka nikt gniewać się nie będzie, że wreszcie nie mogąc znaleźć pana tego ogrodu, skuszony cudnemi różami, o które prosiła mnie córka, urwałem, aby jej dar ten zawieźć.
Ryknął, żebym mu nazajutrz po przyjeździe do domu przywiózł ciebie, a jeśli tego nie zrobię, pożre mnie i cały mój zniweczy dobytek. Jakżeż więc nie mam płakać?!
Rzuciła się Zosia w objęcia ojca, a całując go czule, zapewniła, że ma przeczucie, iż nic się jej nie stanie, że