Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pół tuzina koszul do szycia. Jakże jednak wielkie było jego zmartwienie, gdy pracownica igły za swoją robotę potrójną cenę zażądała! Więc zapłacić musiał za ten sentyment!...
Pan Antoni nie był jednak pesymistą. Za rozczarowanie, jakie mu prosta szwaczka sprawiła, nie rzucał błotem na cały świat, jak to zwykli czynić poeci. Tłómaczył to sobie niskim poziomem wykształcenia bohaterki i był pewny, że z wyższych sfer towarzyskich dziewica umiałaby go lepiej i szlachetniej ocenić.
W takiem właśnie stadyum życia był obecnie pan Antoni Malina. Nie wyrzekł się jeszcze lepszej nadziei, tylko kłopoty kamieniczne nie dawały mu potrzebnego do tego spokoju. Był on jednak pewny, że kiedyś te kłopoty się zakończą, że cała kamienica będzie po sam dach napełniona różnemi klatkami i gdy już ani piędzi przestrzeni próżnej nie stanie — wtedy odpocznie sobie i pomyśli o czem lepszem!
I bardzo blizkim był już szczęśliwy kamienicznik urzeczywistnienia swoich marzeń. Już wszystkie komory i komórki pozamieniane były na izdebki — wszystkie piwnice były zajęte przez lokatorów, nawet poddasza, służące dotąd do suszenia bielizny były zaludnione — gdy nowe otworzyły się przed nim kłopoty!
Oto po ciepłych deszczykach majowych, tak zbawiennych dla producentów żyta i pszenicy —