Strona:Zacharyasiewicz - Teorya pana Filipa.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teryalizmu różnemi argumentami zwalczyć usiłował — zbliżyła się pani Hardzina do szafy i zawołała:
— Toż to na ulicę ztąd widać!
— A prawda! Teraz widzę! — dodała Aniela.
— Widzicie!
— Widzimy!
Teraz widocznie zamigotał biały odblask światła w ciemnym kącie szafy. Był to rzeczywisty dowód separacyi filaru z kamienicą.
O tej projektowanej separacyi wiedział już dawno pan Filip, nie wierzył jednak aby to tak prędko nastąpić miało. Teraz przekonał się naocznie, a z nim cała Hardów rodzina uznała grożące niebezpieczeństwo. Szpara między kamienicą a filarem była już tak znaczną, że nawet przedzierała się przez nią biaława smuga zewnętrznego światła.
— Otóż masz! — wołał biedny profesor — znowu się przeprowadzać!
— Kto się trzy razy przeprowadzi, to tak jakby się raz spalił! — westchnęła zacna małżonka.
— A ja tak się już przyzwyczaiłam do mego pokoiku — dodała Aniela, rzuciwszy tęskne spojrzenie na przeciwległą kamienicę.
Biedny profesor nie słyszał słów żony i córki. Był on cały zatopiony w kontemplacyi bardzo smutnej. Wodził oczyma po złoconych i oślich grzbietach swoich książek, tak systematycznie