Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozporządzić... — wyjąkła — córkę moją polecam opiece...
Tu zabrakło jéj głosu.
— A co z majątkiem? — wołał daléj do ucha stryjaszek.
Umierająca dała jakiś znak głową, którego stryjaszek nie mógł zrozumieć.
— Jak rozporządzasz pani majątkiem? — zapytał powtórnie.
Ten sam znak głową. Euzebia zalewała się łzami i nie słyszała o co pytał stryjaszek.
Wreszcie zapytał po raz trzeci.
Pani Scholastyka otworzyła oczy i usiłowała coś wymówić, ale nie mogła. To, co wymówić chciała, sprawiało jéj pewną boleść. Ale olbrzymie oko nad nią patrzało nieubłaganie, a przed tém okiem nie można było nic ukrywać...
— Ja... nie... mam... majątku! — wyszeptała wreszcie i zamknęła oczy.
Zadziwił się stryjaszek. Czy pamięć ją opuściła? Czy mówi w gorączce?...
— Panno Euzebio! — zawołał — tu chwile drogie... Pytałem matki o ostatnie rozporządzenie majątkiem... w takim razie trzeba porządku w interesach...
— My nie mamy majątku! — załkała Euzebia — mamy tylko pewne wsparcie od krewnych!...
Stryjaszek zamilkł i o nic więcéj nie pytał.
Tymczasem nadbiegł pan Melchior z góralami. Wylano sporo wody na omdlałą, która po niejakim czasie rzeczywiście przyszła do siebie.