Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyraża poeta — z gruzami ich twierdz olbrzymich, w których spijali krew ofiar swoich!...
A pod ich stopami rozsiały się, jak spadłe ze szczytów bryłki kamienia, chaty góralskie i ubrały malowniczo całą dolinę tatrzańską...
To Zakopane!
Na dachu jednego z okazalszych budynków, fruwa wesoło w powietrzu czerwono-biała chorągiew — to zbór Towarzystwa Tatrzańskiego. J. Pan Melchior, delegat Towarzystwa, krząta się raźno po małéj salce, któréj jedyną ozdobą i komfortem są — pisma i dzienniki krajowe... Ma on bardzo ważną konferencyę ze skarbnikiem Towarzystwa, któremu składa rachunek z rozprzedanych kart, dyplomów i roczników. Zacna twarz skarbnika promieniéje coraz więcéj, bo delegat sporo przywiózł z sobą monety troistego stempla trzech mocarstw ościennych...
Skarbnik porządkuje papiery, uśmiecha się do cyfr misternie wyciskanych, a widząc znacznie powiększony budżet... oświaty, proponuje pomnożenie latarni, co stojący przy drzwiach Moszko, główny liwerant nafty borysławskiéj, z wielką radością przyjmuje.
Otrzymawszy absolutoryum z rachunków swoich i przyobiecanie medalu z drzewa z napisem: „Dobrze zasłużonemu”, pobiegł pan Melchior do gościnnych Towarzystwa pokojów gdzie właśnie lokowali się goście przybyli z wód szczawnickich.
Było to kółko najbliższych znajomych, między którymi jasnemi kolorami odznaczała się J. Pani Scholastyka z dorodną swoją córą. Towarzyszył im nieuniknio-