Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pa — ma oczy zawiązane... wówczas gdy tam bierze górę zręczność i wprawa, jakiéj nabyć może człowiek najlichszy!... Czy nie mam racyi?
— Jeżeli tak pan sądzi, obowiązkiem naszym jest... być pośrednikami wymiany zdań i uczuć.
Tak wyrzekł wymowny Aron, a mniéj wymowny towarzysz jego potwierdził poruszeniem wspaniałéj głowy swojéj.
Pan Idzi i stryjaszek zostali znowu sami.
Sytuacya zaczynała być naprawdę tragiczną. W takich chwilach życia, więcéj człowiek zagląda wewnątrz siebie, niżeli na zewnątrz swoje myśli i uczucia objawia.
Pan Idzi milczał i stryjaszek milczał.
Trwało to dosyć długo.
Po niejakim czasie stawili się znowu pośrednicy.
Zajęty różném rozmyślaniem pan Idzi, zapomniał jak zwykle zapytać się o bieg sprawy. Stanął na środku pokoju i butnie jedną nogę naprzód wysunął.
— Wszystko będzie podług życzenia — odrzekli tym razem obaj mężowie.
Zdawało się panu Idziemu, że usłyszał nagle chór starożytnéj tragedyi.
— Jakto? — zapytał — pan Trzaska przyjął?
— Przyjął! — odpowiedział chór tragiczny.
Pan Idzi wtedy rzucił gniewnem okiem na stryjaszka. Stryjaszek ruszył ramionami. Sytuacya stawała się coraz tragiczniejszą a o słowa było coraz trudniéj.
Uznali to obaj pośrednicy, a umówiwszy się o czas i miejsce, uważali za stosowne dodać ze swojéj strony uwagę, że w takim razie trzeba jakiś porządek z sobą