Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zlituj się pan... wywrócimy się!
— I dowiódłbym pani...
— Trzymaj mnie pan!
— Dowiódłbym, że cię kocham...
— Ach!... woda w łódce...
Na łódce stało się wielkie zamięszanie. Grupa siedząca na przedzie łódki, protestowała głośno przeciw niespokojnym ruchom towarzystwa, które równowagę psuło. Kilka szmaragdowych fal Dunajca wsunęło się rzeczywiście do łódki, i jak zdradliwe żmije, rozciągnęły się wzdłuż dna. Powstał ztąd wielki krzyk i hałas, a słabszych nerwów kobiety widziały już niechybną śmierć w szmaragdowych falach Dunajca!...
Śród takich zmian dekoracyi, musiała i scena odmienić się na umajonéj łódce. Po zamięszaniu, krzyku i hałasie, nastąpiła cisza chwilowa, ale była to chwila przed nową sytuacyą.
Łódki dobiły właśnie do brzegu a pierwszym widokiem, jaki tam spotkały połączone oczy Euzebii i Juljana, była gniewna twarz pani Scholastyki, zgarbiona postać chorego stryjaszka i dumnie wyzywająca postawa J. Pana Idziego! Trzy te gromy uderzyły naraz w dwa biedne, przestraszone serca!



Nazajutrz, gdy słońce już ku zachodowi się miało, siedział pan Idzi w dużym pokoju pod opieką Bogarodzicy. Po pokoju przechadzał się zgarbiony stryjaszek.
— Djabelnie źle idą nasze sprawy! — mówił pan Idzi, dmuchając dymem na sam środek pokoju.